poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Młodzi lekarze sieją strach

Nie popadaj w trzęsionkę na widok młodego lekarza podążającego do sali operacyjnej. On ciągle się uczy, ale tak naprawdę jest po to, by pomóc.



Pewnego popołudnia w klinice, żona pacjenta zatrzymała mnie na korytarzu. Właśnie skończyłam opisywać jej i mężowi operację, uzyskałam jego zgodę i odpowiedzi na ich pytania, ale nie byłam zaskoczona, że kobieta wciąż się niepokoi. Mimo beztroskiego uśmiechu i zaraźliwego, gardłowego śmiechu, podczas wizyty można było u niej dostrzec niepokój – drżące kąciki ust i ręce, wędrujące od włosów do twarzy, do książki i znów do włosów.
Już otwierała usta, by się odezwać, ale nagle się powstrzymała, bo przechodził jeden ze szkolących się lekarzy-rezydentów. Gdy stażysta znalazł się poza zasięgiem słuchu, odchrząknęła. - Proszę nie wpuszczać żadnych studentów do sali operacyjnej – powiedziała, patrząc w stronę, gdzie stał rezydent. - To nie to, że nie lubię tych młodych lekarzy. Ja po prostu nie chcę, aby ktoś szkolił się na moim mężu.
Często słyszę taką prośbę odnoszącą się do lekarzy w trakcie szkolenia, zarówno stażystów tuż po studiach, jak i rezydentów, którzy szkolenie już kończą. Ale nigdy nie wypracowałam odpowiedniej reakcji. Częściowo rozumiem te obawy. Jakkolwiek utalentowani i dobrzy mogliby być rezydenci, prawdą jest, że wciąż uczą się operować. Jednocześnie mam świadomość, że jestem lekarzem, ponieważ kiedyś inni pacjenci pozwolili mi uczestniczyć w operacjach i opiece nad nimi.
Tamtego popołudnia komentarz na temat procesu szkolenia lub moich doświadczeń jako rezydentki nie dotyczyłby bezpośrednio obaw żony mojego pacjenta. Albo, mówiąc szczerze, mojego własnego niepokoju. Podczas gdy moi koledzy i ja mogliśmy wierzyć, że nasz nadzór nad rezydentami na sali operacyjnej zapewnia bezpieczeństwo pacjentów i jakość opieki, nikt z nas nie wiedział tego na pewno. Teraz wiemy.
W tym miesiącu "The Journal of American College of Surgeons" opublikował wyniki badań dotyczących dochodzenia do zdrowia pacjentów, w których operacjach brał udział szkolący się chirurg. Analizując wyniki ponad 600 tys. operacji w ponad 225 szpitalach w całym kraju, naukowcy odkryli, że chociaż udział rezydentów faktycznie wiązał się z nieco częstszym występowaniem powikłań i dłuższym czasem trwania operacji, pacjenci operowani w obecności rezydentów także rzadziej umierali. Innymi słowy, obecny podczas twojej operacji rezydent nie tylko nie jest niebezpieczny, ale może również zaoferować nieco ochrony przed śmiercią.
– Pacjenci mają prawo mieć kogo chcą na sali operacyjnej – mówi dr Mehul V. Raval, główny autor, starszy rezydent chirurgiczny w Northwestern University Feinberg School of Medicine w Chicago. – Ale na poziomie indywidualnym trudno udowodnić, że są jakieś istotne różnice co do bezpieczeństwa i jakości opieki, gdy nie ma rezydentów.
Dotychczasowe badania były ograniczone do doświadczeń jednego szpitala, szerokich porównań w ramach regionu geograficznego lub szpitali Veterans Affairs. Jednak nowe badanie wykorzystywało dane z American College of Surgeons National Surgical Quality Improvement Program, ogólnokrajowej bazy danych informacji zebranych bezpośrednio z kart szpitalnych lub z rozmów telefonicznych i listów od pacjentów, a nie z raportów administracyjnych lub związanych z roszczeniami ubezpieczeniowymi. – Jest stare powiedzenie o badaniach i danych: "śmieci na wejściu, śmieci na wyjściu" – mówi dr Clifford J. Ko, główny autor oraz profesor chirurgii i ochrony zdrowia w David Geffen School of Medicine na University of California w Los Angeles. – Badanie to ostatecznie odpowiada na pytanie, czy udział rezydentów w operacji ma znaczenie, ponieważ jest oparte na najlepszych obecnie dostępnych danych.

Windows 8

Microsoft cały czas eksperymentuje z przyszłą wersją Windows, a konkretnie z jej interfejsem. Według najnowszych projektów, w okienkach zamiast „Plik”, „Edycja” i „Widok” mamy Wstążkę.

Tego można było się spodziewać. Microsoft od dawna doskonali swoją Wstążkę i umieszcza w coraz większej ilości produktów. Pojawiła się ona w Office 2007, potem w aplikacjach dołączonych do Windows 7 a teraz wygląda na to, że będzie również obecna w GUI Windows 8.
Wstążka została pomyślana by pokonać dwie trudności. Po pierwsze, ma porządkować rozbudowane drzewka menu, prezentując użytkownikowi jak najwięcej informacji przy zachowaniu niewielkiego obszaru na ekranie. Obszaru jednak nie na tyle małego, by nie dało się go obsługiwać dotykiem a tabletach.
Na razie nie wiadomo, czy Wstążka faktycznie będzie wbudowana w interfejs Windows 8. System wciąż jest bowiem w bardzo wczesnej fazie projektowania.